(31-08-2014)Dzisiaj coś z zupełnie innej beczki, a mianowicie z inspiracji Planetourista mała steampunkowa chyba, a XIX wieczna na pewno wprawka na niedoczasie. BTW co się Chopina nasłuchałem dziś to moje.
Paris Prime. Ziemia. Fryderyk Chopin komponuje swój najsłynniejszy polonez as-dur. W katastrofie kolejowej ginie Jules Dumont d’Urville, który w mróźnych lodach Arktyki odnalazł Milo z Wenus. George Sand w kłębach tytoniowego dymu miarowo uderza w klawisze maszyny do pisania.
Księstwo Lunarne, podarowane umęczonemu polskiemu narodowi przez samego Napoleona. Wars-sawa, dwie bliźniacze kopuły chroniące niewielką mieścinę, łącząca je podziemna kolejka. Nowe Wilno – druga co do wielkości kopuła na samych rubieżach jasnej strony Księżyca. Dopiero co ukończona kolejowa linia łączące je ze stolicą. Porozsiewane z rzadka kopuły dworków, proste chaty chłopów na dwudzieścinie uprawiających przy ciągle rekonstruowanych melioracyjnych nitkach swoje marne poletka. Nikt z nich już pewnie nie pamięta wichrzyciela Szwei, gnijącego w lochach pod Sawą.
Ciemna Strona Księżyca. Ponura skalna pustynia, co i rusz smagana ognistymi wyziewami licznych wulkanów. Na szczytach skalnych wzgórz, wznoszą się ponure twierdze lunarów, w kotlinach skalnych pierścieni straszą nieziemskich chłodem ruiny ich miast. Skarlali przedstawiciele władającej niegdyś tym krajem rasy, rozczapierzają tylko w nadaremnej złości nielotne już skrzydła, chyląc karki przed nowymi panami. Dzikie kozackie plemię ujeżdża bowiem owe księżycowe wierzchowce, za nic mając patrzące na nich z ponurą wzgardą wieki historii. A to nie jedyne wojsko gubernatora Rasputina. Gromkim „Ura!” pozdrawiają wodza zastępy doborowych żołnierzy, szablą do ucha salutują oficerujący im strzygonie. Na swoje usługi ma jeszcze nieprzebrane zastępy przywracanych do nie życia promieniami X francuskich lunonautów, którym roiło się zajęcie tej bezsłonecznej krainy, a kto wie jakie jeszcze tajemnice kryją ciągnące się głęboko pod powierznią antyczne sztolnie i korytarze. Przecież niewielka tylko ich część rozbrzmiewa odgłosami tysięcy młotów, setek zębatych kół i przekładni, gdzieniegdzie przecież tylko ze skalnych strzelin wydobywają się kłęby pary.
Mała przygraniczna stanica. Zwiadowca przez lunetę obserwuje podejrzane ruchy po ciemnej stronie. Starannie wyszykowany mundur, lśniąca bielą koszula, szabla u pasa, pistolet, karabin. Podchorąży Maciej Dąbrowski, niejedno już mimo młodego wieku widział, ale teraz nie dowierza własnym oczom. Rącza księżycowa puma wciąż posłusznie waruje przy skałach, ale coraz bardziej nerwowo szarpie wędzidło. Oto zza skał wyłaniają się olbrzymie kanciaste sylwetki, na trzech odnóżach każda. Rzekłby, że niczym u pająka, gdyby to pająk mógł zawisnąć na wysokości kamienicy, z buchającym parą tłowiem wielkości co najmniej wozu, z metalową rurą w miejsce paszczy, zionącej promieniem… żywego ognia!
Pola marsowe. Paris Prime. Zadudniła ziemia pod końskimi kopytami, gdy oddział polskich szwoleżerów ruszył szarżą pomiędzy stelami dawnych władców krwawej planety. Najeżony lancami klin wbił się w kłębowisko bezwładnie wymachujących sejmitarami czterorękich mameluków, zdezorientowanych jeszcze etersautem. Jeżeli Kair padł przed zamknięciem piramidy, żadna z kolonii nie była już bezpieczna.
Niewidzialny Zamek Nemo. Emilia Zyberk podnosła głowę znad biurka, na którym, mimo zamkniętego bulaja, zimny podmuch wiatru rozrzucił stertę papieru. W fotelu na przeciwko kuliła się mała Cyganka tasując karty. Skąd tu się wzięłaś, dziecko, pyta pani generał, choć wie, że nie uzyska odpowiedzi. Powoli, by nie spłoszyć niespodziewanego gościa, podnosi rękę dostrając binokl. Dziewczynka uśmiecha się smutno i gestem każe sobie dać wyłożyć kartę.