Dziś coś z zupełnie innej beczki, a mianowicie 750 nikomu niepotrzebnych słów na temat RPG.

– Nie to nie jest wpis na temat rynku RPG. Rynek RPG zdycha.
– Gatunek obciążony genetyczną skazą u swego zarania, w czasach pierwszych autorów, fascynatów, którzy postanowili podzielić się ze światem grą którą wymyślili.
– Jak wszyscy wiemy, prawdziwe, klasyczne RPG składa się z mechaniki, settingu i oprawy.
– Mechanika to sposób rozgrywania starć, ewentualnie innych pobocznych czynności. W skrócie – co charakteryzuje BG, co NPC, a co Monstera i wedle jakich zasad obliczane są zmiany tych współczynników.
– Setting to tapeta nałożona na mechaniczny szkielet. Że to ork, żyje w jaskiniach, to kosmiczny łupieżca, a jeszcze tamto oznacza szklaną górę.
– I wreszcie oprawa – ładne wszystkiego opisanie, a nade wszystko zilustrowanie. Czymś przecież nasza gra musi wyróżniać się na tle innych.
– De facto RPG to jeden wielki engine do samodzielnej zabawy. Aby w cokolwiek zagrać trzeba zacząć od ustalenia sobie wszystkiego.
– I to zmieniamy na feature. RPG to gra swobody i kreatywności. MG sam wymyśla przygody, całe połacie światów, tabuny bohaterów niezależnych, tworzy własne potwory, a przynajmniej dobiera je sobie z katalogu, obowiązkowo podkręcając tu i ówdzie, aby były oryginalne i niestandardowe.
– Feature obusieczne, bo tak gilgany w ambicję MG z pogardą spojrzy na jakiegokolwiek gotowca. Po co mu firmowy scenariusz, gdy dziesięć razy lepsze wymyśla na kolanie w toalecie?
– Gra RPG dostarcza nam wszystko co potrzeba do zabawy, za wyjątkiem samej gry. Cała zabawa w RPG to jedna wielka scena moderska.
– A nawet nie – Mod wywodzi się od modyfikacji. A tu przecież nie ma modyfikować czego. Wszystko co dostaliśmy to engine, skiny i ewentualnie mały manual dla ułatwienia tego wszystkiego rozkminy.
– Piramida postawiona na głowie. Właściwa gra, jako dodatek hejtowany na prawo i lewo przez ludzi, którym teoretycznie powinien służyć. Devbiblia okraszana mniej lub bardziej sensownymi komentarzami i ozdobnikami wywalana jako podstawa całego interesu.
– Macie, bierzcie, twórzcie i grajcie. I nie narzekajcie, że jeżeli już ktoś coś wyda, to na marginesie, albo hobbystycznie. Sprzedaje przecież wszystko co ma najlepszego. Dając zabawę na nieskończoną ilość sesji.
– Pod warunkiem oczywiście, że zdoła kogoś przekonać do kupna. Mechanikę, która nie ma znaczenia każdy sobie dobierze swoją ulubioną, albo dowolnie zmodyfikuje proponowaną. Setting także zawsze może dowolnie dostosować opierając się na klockach, które kupił już wcześniej.
– Tu jedyna nadzieja w okładce, ilustracjach i innej kredzie.
– A dodatkowe pomysły? O ile ktoś odważy się zaproponować takowe, może sobie je wsadzić tam gdzie Trzewik starych przegranych szlachciców z Monastyru. Nikt nie będzie sztucznie ograniczał niczyjej kratywności.
– Każdy ma takie RPG jakie sobie sam zrobi. Nie gramy w grę autorów, ale naszego MG. Szwendając się bo zamku, który zbudował sobie z dostarczonych klocków, z mniejszą lub większą nonszalancją i wyczuciem sztukując to i owo.
– BTW. Zbliża się jedna z najciekawszych premier ostatnich lat. Przetrwaliście zagładę – pierwsza polska komercyjna (w sensie, że za pieniądze) oryginalna tak w formie jak i treści, przecinająca w końcu pępowinę łączącą dotąd przeróżne wynalazki z klasycznym RPG., gra narracyjna.
– Fakt, że cena nie najniższa, biorąc pod uwagę czas gry i zdaje się średnią regrywalność.
– Kupi ją k20 osób, bo to gra dla nikogo. Zbyt karciana, ograniczona i dziwna dla prawdziwych RPGowców, zbyt wydumana dla ludzi zerkających na przeróżne planszówki. Raczej nie dla dzieci, a nikt nawet nie będzie wmawiał dorosłym, że zapewne ciekawsza od makao.
– Gdzieś na własnej stronie, ewentualnie zlinkowanej przez serwisy „branżowe”, bez ilustracji Śledzia czy Morano.
– Gindie-srindie, od siedzenia okrakiem na płocie tylko tyłek boli.
– Czekamy więc na fanowskie tłumaczenie Zaćmienia, którą k6 osobowa korporacja może kiedyś wyda. W międzyczasie poczytajmy o nowej mechanice losowo wybranego wytworu rpgowego, którym ktoś celuje w tę czy inną niszę.
– 10 tysięcy znaków o kotach, 10 tysięcy znaków o magicznych przedmiotach, co za różnica.
– Szoł – czasem oceniane przez egzaltowanych sędziów – przekładania klocków trwa. Odkryjmy na nowo stary mit, że jesteśmy tylko cieniem na czyjejś drodze. „Niech cierpią los swój raz stworzone”, że wyrwanie z kontekstu mógłby zacytować Kaczmarskiego niejeden wydawca.
– Rynek RPG zdycha. Sami go dobijamy. Wydawcy, powielając model sprzedawania pięknie opakowanych trybików, które miast nakręcać gry, nakręcając scenę moderską. MG, jarając się nadawaną czy to przez maskowanie niedoróbek, lenistwa, albo po prostu wynikającą z tradycji, władzą. Podkręcaną kreatywnością, która tak uderzyła do głowy, że wszelkie pomysły autorów przestały być cokolwiek warte. Gracze, nauczeni pasywnego łykania wszystkiego co przygotuje im opromieniony blaskiem Złotej Zasady MG. Wielce oświeceni, jadący po każdym kolejnym dodatku, a jednocześnie wciąż trąbiący, że tylko ich publikacja dowodzi, że dany system żyje.
– Jakże rozwijać ma się dalej co końcem było od początku?
– Nic to, mamy tyle klocków, że wystarczy zabawy na kolejne 25 lat. Zresztą dopóki słońce świeci co pewien czas ktoś cośtam skleci.