(Wpis archiwalny z 15-04-2013) Dziś coś z zupełnie innej beczki, a mianowicie parę słów o larpach, czy ogólnie wizerunku, jaki generują uczestnicy różnego rodzaju fantastycznych rozrywek.

W dużym stopniu ten wpis odnosi się do wrzuty KFC pt. „Poradnik anonimowego Larpowicza”. Na załączonym filmiku uwagę zwraca oczywiście lekko natchniona, a przy tym mocno ucharakteryzowana pani, opowiadające różne rzeczy na temat przygotowywania się do Larpa. Owszem, odpowiedź na jedno [bardzo] ważne pytanie, co moja postać jadła na śniadanie, może budzić uśmieszek. Tylko, czym różni się to od szkoły pisania sążnistych historii postaci, czy też wypełniania stosownych „psychologicznych” formularzy, w stołowych grach RPG? BTW. co to jest RPG?.
Cały czas siedzi mi w głowie wypowiedź do telewizora kogoś z Planszowego Opola, że planszówki to takie samo hobby jak wyplatanie koszyków. No i tyle. Od siebie dodam, że także gry komputerowe, rpg czy w końcu Larpy, również. Oczywiście, jest to rozrywka bardziej niszowa, atrakcyjniejsza, czy też dziwniejsza, wizualnie niż np. jaranie się Ligą Mistrzów, ale z grubsza polega na tym samym. Czym znajomość historii tego czy innego klubu różni się od znajomości uniwersum Neuroshimy, poza faktem, że mówiąc o ofensywie Barcelony, masz większe szanse, że ktoś podejmie temat, a przynajmniej zajarzy o co chodzi, niż mówiąc o ofensywie Molocha.
Z zapodanego filmiku jest równie łatwo zrobić przelew, jak z natchnionych tekstów dotyczących gier fabularnych, wbrew pozorom, nie tak trudno odnaleźć je w sieci. Wszystko jest dla ludzi. Fakt, że niektóre rodzaje aktywności wydają się bardziej eskapistyczne od innych, przyciągając – zwłaszcza w różnych formach uczestnictwa we wspólnocie fanów – osoby, mające mniejsze, lub większe problemy z dostosowaniem się do otaczającej rzeczywistości. Inna sprawa, że znając i bawiąc się różnymi schematami np. związanymi z grami fabularnymi, posługując specyficznym językiem, przerzucając się informacjami, które dla innych są czarną magią, łapiąc w lot hermetyczne dla innych odniesienia, czasami zapominamy, że dla osób z zewnątrz mogą być one nie zrozumiałe.
Pani, zastanawiająca się co jej postać zjadła na śniadanie, może być równie ciężka do przyjęcia, jak osoba z wypiekami na twarzy opowiadająca o ostatniej sesji jak najbardziej klasycznej gry fabularnej. I podobnie jak ona może być podobnie atrakcyjna medialnie. Bo niestety tzw. mainstramowe media, idą często po najmniejszej linii najmniejszego oporu, bezrefleksyjnie szukając potwierdzenia tezy w stylu „fantastyka, jako ucieczka od rzeczywistości”, a ludzie którzy owe materiały produkują, niespecjalnie muszą mieć wiedzę na dany temat, a jeżeli nawet, muszą mieć świadomość, że tej wiedzy nie musi mieć tzw. grupa celowa. Stąd znów daleko – dla bardziej obeznanych w temacie – idące uproszczenia, czytelne dla ogółu – chociaż dla obeznanych w temacie może czasem krzywdzące – uproszczenia.
Gdy czytam reportaż o RPG, zaczynający się od „Jestem elfem. Mistrz Gry, na co dzień student informatyki…” to już po prostu macham ręką. Ja na temat RPG – czy szerzej, gier narracyjnych – mam swój pogląd. Kto będzie chciał, też może poznać, jak różnorodny jest to temat. A tu znów wracamy do Larpów i wpisu KFC. Jeden smutny człowiek o niewymawialnej ksywie, smędzący na konwencie coś o elfach, które nie jedzą parówek to właśnie jeden taki człowiek. Strażnik Tajemnic rzucający słoikami, to także indywidualny przypadek, osoba pisząca dziesięć stron historii postaci, wykłócająca się o styl walki koncerzem, albo odprawiająca czarną mszę w ramach maskarady, to znów kolejne indywidualne przypadki. Barwne, rzucające się w oczy, może widoczne bardziej od innych, przez chęć propagowania hobby, w które się tak zaangażowali. Tyle, że nijak mające się do bycia reprezentacją tak zróżnicowanego środowiska.
Tak jak wgłębiając się w tematykę gier fabularnych, można zobaczyć, jak bardzo są różnorodne, a co dopiero gdy pokonamy właściwie nie wiadomo z jakiego powodu narosłe uprzedzenia i uwzględnimy także różne indiesrindle, tak samo przyglądając się bliżej larpom, także można przekonać się, jak różnorodne mogą być, a jak uwzględnić ichniejsze indie-srindle czyli Jeepy tudzież wszelakie ustrukturalizowane improwizacje, to już wogle. Okaże się wtedy, że larpy też mają swoje gatunki, przeróżne struktury, rodzaje mechanik, też toczą się (a może właśnie z tamtąd przyszły do RPG) dyskusje na temat granic i komfortu uczestników, też mają teoretyków, za przeproszeniem designerów, ludzi, którzy po prostu chcą grać, czy to konserwatywnie, czy w różne wynalazki. Na dobry początek polecam tu świetne e-pisemko Inne Sfery. BTW. w numerze 10 znajdziecie tekst na temat kart postaci do Larpa, trochę w temacie śniadania, a i tabletopowym erpegowcom ku rozwadze.
I jeszcze odnośnie „Złotych Masek”: przypomnijcie sobie doroczne flejmy na temat Quentina i Puchuaru Mistrza Mistrzów, może jakby wczytać się głębiej w larpowe blogi i fora, okazało by się, że budzą zbliżone wątpliwości? Może np. z wodowymi chamberami sytuacja ma się bardzo podobnie jak z jasienno gawędowym warhamerem?
Nie fajnie, gdy ktoś sądzi osoby zainteresowane np. grami fabularnymi po pozorach, czy w oparciu o aktywność co wyrazistszych jednostek. Jednocześnie wiadomo co.
PS: Tekst został pierwotnie zamieszczony na moim blogu w serwisie Polter.pl, tam też możecie zapoznać się z licznymi komentarzami na jego temat. Poniżej pozwolę sobie jedynie przekleić wpis Zuli, bohaterki linkowanego filmiku:

Cześć,
dodam komentarz który wrzuciłam już pod innym artem dotyczącym nieszczęsnego video, bo nie wiedzieć kiedy z nieudanego nagrania zrobiła się bardzo poważna dyskusja.
Materiał był nagrywany na Falkonie i poproszono ludzi, którzy zdobyli kiedyś Złotą Maskę, o wypowiedzenie się na kilka tematów związanych z larpowaniem. Pytań było z dziesięć-piętnaście, stąd pewnie taki efekt mydła-powidła w nagraniu, od „kiedy zacząłeś?” przez „jak przygotowywałeś się do swoich gier Złotomaskowych?” i „co radzisz innym” po zupełnie z czapy „dlaczego grasz w larpy a nie rpg?” – odpowiadaliśmy bez przygotowania, zgarnięci z konwentowego korytarza, zastanawiając się w trakcie nad odpowiedzią, a będąc po zacnych, konwentowo-lublińskich atrakcjach nocnych.
Czy film jest przez to mało profesjonalny? Zdecydowanie tak. Choć chłopaki z Obieżyświata się starali i wierzę, że będzie im szło coraz lepiej.
Czy film świadczy o wszystkich larpach? Nie. Głównie dlatego, że miał opowiadać o Złotych Maskach jako konkursie i stąd tyle na temat przygotowań. Nie miał być zachętą „graj larpy, są spoko” ani wykładnią o scenariuszu, odgrywaniu i życiu w ogóle. To, co widzicie jest wynikiem takiego a nie innego montażu. Często słowa są tu wyrwane z kontekstu, przemieszane, wyraźnie wskazujące na to, że chłopaki z Obieżyświata nie do końca rozumieli o co nam chodzi (co zresztą wychodziło też podczas samego nagrywania).
Nie lubię się z kamerą. Tak już bywa, że mam przed nią zmanierowany ton i wychodzę beznadziejnie – nie ubiegam się o status aktorki filmowej tylko opowiadam z marszu o hobby, więc mi trochę odpuśćcie. Zwłaszcza, że zgarnięto mnie z horrorowego stoiska Wydawnictwa Dobre Historie i stąd mój „nawiedzony wygląd”, a tekst o śniadaniu śmieszy nawet mnie, bo bez fragmentu o karcie z pytaniami dla graczy, stworzonej przez Mike Pohjolę, brzmi idiotycznie. 😛
Mam nadzieję, że już niedługo cała sprawa ucichnie, a o mnie i moich kolegach z nagrania będzie świadczyło to, jak gramy i jakie gry przygotowujemy, a nie video, na którym z racji skrótów i cięć wychodzimy na wariatów. (…)