(Wpis archiwalny z 19.12.11) Dziś coś z zupełnie innej beczki, a mianowicie, zainspirowany wpisem nerv0a szkicyk świątecznej przygody do Neuroshimy.
Przygoda jest prosta jak choinka i nic nie będzie w niej generowane. No to jedziemy:
1. Wstęp
No to jedziemy. Jak zwykle zniszczoną drogą przez pustkowia, od poprzedniej przygody, ku następnej. Podobno kończy się grudzień, więc możliwe, że jedziemy do niejakiego Festcity. Właśnie tam odbywa się słynny noworoczny festyn, na który zjeżdżają się kolorowi wykolejeńcy z całych zasranych stanów. Cały dzień i noc gamblowania, hulanek i innych rozrywek brzmi interesująco. Podobnie jak odbywający się nazajutrz tradycyjny samobójczy kacrajd na nieodległe pozycje Molocha. Jak zwykle powoli zbliża się wieczór i czas pomału pomyśleć o jakimś miejscu na nocleg. I jak zwykle nagle na horyzoncie pojawia się coś.
2. Pan Pączek
Coś to tradycyjny punkt opłat, zorganizowana przez lokalnych gangsterów. Gwoździem programu jest zdezelowana machina wyburzeniowa z prowokacyjnie bujającą się wielką kulą, na której sprayem po obu stronach namalowano uśmiechniętą buźkę i napis „Wesołych Świąt”. Oprócz tego mamy standardowo kilka samochodów, kilkanaście obwiesi pod bronią oraz odkrytą wojskową ciężarówkę, na której pace na czymś w rodzaju tronu spoczywa cholernie gruby herszt – Pan Pączek.
Pan Pączek do ściągania myta podchodzi rutynowo, zdając sobie też sprawę, że to nie pierwszyzna dla naszych bohaterów. Doskonale słychać to w znudzonym głosie, jakim wydaje komendy przez szczekaczkę. Pojawiają się jednak dwa odstępstwa od normy. Pierwszym jest wysokość haraczu, którą to bohaterowie mają określić sami. Drugim natomiast
3. płonące coś,
które cholernie wysoko przelatuje na niebie ponad głowami bohaterów, najwyraźniej zamierzając spaść tuż za horyzontem, dokładnie tam gdzie wiedzie ich dalsza droga. Dodajmy, że ani Pan Pączek, ani jego ludzie tego czegoś nie dostrzegą, a wszelkie wzmianki potraktują jako podręcznikowy blef w celu odwrócenia uwagi. Uporawszy się w taki czy inny sposób z Panem Pączkiem bohaterowie ruszają w dalszą drogę. Do rozwiązania siłowego raczej nie powinno dojść, gdyż pan Pączek nie od dziś robi w swoim fachu i dobrze wie, kiedy trzeba odpuścić. Po niedługim czasie naszych bohaterów czeka kolejne spotkanie. Tym razem jest to
4. Para wędrowców
w szarych, podniszczonych ubraniach. Mężczyzna usilnie wymachując rękami próbuje zatrzymać naszych bohaterów, podczas gdy zmęczona kobieta przycupnęła na niewielkich tobołkach. Gdy nasi bohaterowie zdecydują się zatrzymać, mężczyzna przedstawi się jako Jo i będzie błagał o pomoc dla swojej żony Mary. kobieta jest w zaawansowanej ciąży i pilnie potrzebuje przynajmniej jakiegoś w miarę sensownego schronienia gdzie mogła by odpocząć. Owszem niedaleko znajduje się niewielka osada Betlevill, jednak kobieta nie ma już sił aby dojść tam przed zmrokiem. Może więc szlachetni panowie będą tak uprzejmi? Zarówno mężczyzna jak i kobieta są parą niezwykle sympatyczną, a przy tym uprzejmą, co niezbyt przystaje do obecnych czasów. Niepokojące mogą być przy tym miękkie rysy twarzy obojga, łyse głowy i zapadnięte oczodoły. Nie wiadomo, czy to efekt jakiejś choroby czy mutacja. Tymczasem pozostaje nam założyć, że bohaterowie zdecydują się jakoś pomóc parze dotrzeć do osady, albo też udać się tam samemu aby sprowadzić pomoc.
5. Betlevill
to bardzo mała osada, silnie ufortyfikowana, a do tego totalnie wroga wszystkiemu co obce. Niestety, nasi bohaterowie ani wędrowcy nie mają szans aby ktokolwiek wpuścił ich do środka, czy w jakikolwiek sposób pomógł wędrowcom. W przypadku gdyby bohaterowie chcieli wymusić coś siłą, Jo stwierdzi, że nie może się na to zgodzić. Jedyne co mogą zyskać bohaterowie, to informację o znajdującym się w pobliżu warsztacie samochodowym, gdzie ewentualnie obcy mogą zatrzymać się na nocleg.
6. Warsztat
rzeczywiście znajduje się tam gdzie wskazano. W kilkupomieszczeniowym, w miarę całym, parterowym budynku, wśród rupieci i resztek gratów da nawet radę urządzić jako taką kwaterę. Szeroki roboczy blat pozwoli wygodnie spocząć niedomagającej kobiecie. Jo dziękuje bardzo bohaterom za pomoc. Gdyby ci zamierzali ruszać w dalszą drogę, nalega jeszcze na wspólną wieczerzę.
7. Wieczerza
jest bardzo skromna i składa się z resztek zapasów pary (o ile oczywiście bohaterowie nie zechcą dorzucić swojego prowiantu). Mimo to Jo celebruje ją z takim namaszczeniem, jakby na kawałku metalowego stołu leżały niewiadomo jakie specjały.
8. Nieproszeni goście
zjawiają się mniej lub bardziej niespodziewanie, w zależności od tego, jakie środki ostrożności przedsięwzięli bohaterowie. Trzech uzbrojonych schwarzeneggerów w polowych mundurach posterunku bez żadnych środków ostrożności podchodzi do budynku, aby następnie bezceremonialnie władować się do środka. Pierwsze oznaki niepokoju (rozwalane drzwi, ostrzegawczy sygnał czujki itd.) łączą się z jękiem kobiety. Zaczęło się.
9. Walka
Naszych bohaterów czeka teraz zarówno walka z żołnierzami, jak i pomoc Jo i rodzącej kobiecie. W pierwszym przypadku, wkrótce okaże się, że żołnierze są zupełnie niekomunikatywni i nadludzko wytrzymali, a ich celem wyraźnie jest powiększająca się właśnie rodzina. Po za tym, raczej później niż wcześniej okaże się, że zamiast krwawić iskrzą. W drugim przypadku warto zadbać, aby zaangażować któregoś z bohaterów w pomoc przy porodzie, chociażby aby użyczył swej kosy do przecięcia pępowiny.
10. Szczęśliwe rozwiązanie
następuje w momencie gdy wszystko wydaje się już stracone. Walka jest już praktycznie przegrana, niemal słychać zwalniane spusty i za sekundę seria lecących w bulletime pocisków zakończy całą historię. Kule jednak szatkują ścianę za plecami bohaterów, a ci nietknięci z niedowierzeniem otwierają oczy. W absolutnej ciszy rozlega się pierwszy płacz dziecka.
Żołnierze też jeszcze przez chwilę tkwią nieruchomo. Potem powoli opuszczają broń, rozglądając się wkoło jakby przebudzeni z głębokiego snu. „U.. ciekajcie” – wyksztusza jeden z nich. Sekundę potem nagle tężeje, jego ciałem wstrząsają drgawki, a na twarzy i dłoniach pojawiają się elektryczne wyładowania. Dokładnie to samo dzieje się z pozostałą dwójką. Nasi bohaterowie oczywiście nie muszą skorzystać z udzielonej im właśnie rady, ale dobrze by było gdyby to zrobili zanim nastąpi
11. Wybuch,
zamieniający warsztat w kupkę gruzu. Jego siła jest tak wielka, że bohaterowie niezależnie jak daleko zdołali uciec tracą przytomność.
Czy odzyskają ją wraz z Jo, Mery i Dzieckiem, czy też cała rodzina zniknie jak tornadowy sen, to już decyzja prowadzącego. Niezależnie od tego, okaże się, że to co dzwoni w uszach to już nie efekt wybuchu, ale kretyńska melodyjka przebijająca się przez ryk silników.
Po chwili na drodze pojawia się kilka samochodów, w tym znajoma ciężarówka na której siedzi
12. Pan Pączek
Całe auto przystrojone jest migającymi kolorowymi światełkami, a skądś dobiega wesoła, choć trochę piskliwa melodia. Sam Pan Pączek siedzi na swoim tronie, ubrany w czerwony kubrak i wielką, równie czerwoną czapę, jego pulchną twarz zdobi długa białą brodę. Podobne, ale jeszcze bardziej kretyńskie czapeczki mają też wszyscy jego ludzie. Jeden z zakapiorów zrzuca z pędzącej ciężarówki skrzynię pełną gambli. Pan Pączek przykłada do ust tubę i tubalnym głosem woła:
Ho-ho-ho…! Wesołych Świąt!