Dzięki uprzejmości Johnathana Binghama w moje ręce trafił pierwszy numer jego zina Delve. To nie tylko ciekawe wydawnictwo samo w sobie, ale również przykład interesującego zjawiska w światku RPG.
Jakiś czas temu Borejko zastanawiał się, czy polskie gry fabularne są punkowe?. Otóż nie, nie są. Punkowa jest część nurtu OSR, czego dowodem jest właśnie Delve!.
Pierwszy numer Delve! przyszedł do mnie pocztą. Taką zwykłą. Przesyłka z Włoch wędrowała dwa dni. W dobie Internetów to cholernie fajne doświadczenie. Przypominają się młodzieńcze lata, gdy człowiek otrzymywał podobne przesyłki z różnych części Polski, ba, nawet z Australii. I wcale nie trzeba kredy i fullcoloru by cieszyć się trzymanym w ręku wydawnictwem. Z jednej strony nostalgia, z drugiej zafascynowanie, że ktoś w dzisiejszych czasach ma chęć bawić się w pozytywnie punkowe DIY.
Zin to 48 stronnicowa książeczka w zeszytowym formacie, drukowana oczywiście w czerni i bieli, z żółtą kartonową okładką. Zszyta zeszytowymi zszywkami, bez żadnego przycinania. Tekst, grafiki, skład, druk – wszystko to własnoręczna robota Johnathana. Skład jest prosty, z widocznymi tu i ówdzie niedociągnięciami, za to wrażenie robią grafiki – nic dziwnego, autor jest bowiem ilustratorem różnych OSRowych projektów. Na okładkach znajdziemy przy tym parę reklam. Jak można wywnioskować ze wstępu, są to projekty ludzi pomagających przy korekcie tekstu. Taki mały barter, czy może raczej wymiana uprzejmości.
Trochę przy tym szkoda, że egzemplarz nie jest w żaden sposób spersonalizowany, ani nawet zindywidualizowany – to by dopiero była gratka.
Zawartość pierwszego numeru Delve! to niewielki modelik, kilkunastopomieszczeniowy loch, wraz z pokomplikowanym backgroundem i dodatkowymi potworami, czarami czy przedmiotami. Jeżeli chodzi o warstwę mechaniczną, została ona przygotowana w oparciu o OSRIC, czyli Old School Reference & Index Compilation. Jak to w przypadku OSRowych produkcji bywa, przy odrobinie pracy można dostosować ją do ulubionego klona, lub też zupełnie innej, przygodowo-uniwersalnej mechaniki. Rzecz poprzedzona jest dosyć osobistym wstępem i podobnym zakończeniem, gdzie Johnathan bez żadnej marketingowej ściemy pisze o narodzinach Delve! i planach jego rozwoju.
Wielokroć czytając bloga Inspiracje zwracałem uwagę na postulowaną niespójność gatunkową, czyli pisząc po ludzku: pomieszanie w staroszkolnych modułach fantasy zwykłego i sience z czym tylko dusza zapragnie. Dungeon z Delve! to doskonały przykład jak może to wyglądać w praktyce. Mamy tu zarówno dziwną maszynerię, zmutowanych strażników, jak i demona z maczugą, międzyplanarne wrota jak i motywy jak najbardziej fantasy. Warto przy tym dodać, że cały loch jest spójny w swej różnorodności. Każdy z elementów ma logiczne uzasadnienie, a wszystkie razem dobrze do siebie pasują tworząc sensowną całość.
Każda z lokacji została szczegółowo opisana. Przy tym nie są to jedynie opisy pomieszczeń, ale kompleksowe informacje na temat przebywających w niej istot, zainstalowanych pułapek czy różnych niesamowitości. Tu i ówdzie znajdziemy również losowe generatory. Wszystko to spisane kwiecistym językiem – zapomnijcie o suchym info na temat zawartości pomieszczenia i ilości czekających w nim przeciwników. Dodatkowo na końcu znajdziecie opisy występujących w module przedmiotów, czarów i przeciwników – zarówno tych unikatowych, jak i powszechniejszych. Są one ściśle związane z opisywanym lochem, jednak nic nie stoi na przeszkodzie by wykorzystać je we własnych przygodach weird fantasy.
Jeżeli miałbym wskazać wady modułu, to przede wszystkim brakuje mi w nim dwóch rzeczy. Po pierwsze plotek czy innego rodzaju zahaczek, motywów pozwalających na zawiązanie przygody. Owszem, zarówno we wprowadzeniu, jak i opisach poszczególnych lokacji znajdziemy wiele motywów do wykorzystania, jednak warto było by je zebrać w jednym miejscu, być może rozszerzając o kilka fałszywych plotek. W tym miejscu warto dodać, że loch, zgodnie z duchem starej szkoły, bynajmniej nie jest przeznaczony do „wyczyszczenia” przez bohaterów graczy – to oni sami muszą oszacować, na co są w stanie się porwać. Druga uwaga dotyczy już bardziej praktycznego wykorzystania podziemi. Otóż przydało by się krótkie resume rozbudowanych opisów lokacji. Chociażby ich nazwy w legendzie do mapy, co znacznie ułatwiło by orientację.
Mimo tych uwag, zawartość Delve! to soczysty kawał erpegowego mięska, w praktycznie nieobecnych w Polsce klimatach weird. Do zaserwowania z miejsca lub wkomponowania w dłuższą grę.
PDF Delve! kosztuje obecnie 4$, podczas gdy wersję drukowaną wraz z przesyłką do krajów Europy autor wycenił na 8 dolarów. Jak na polskie warunki to sporo, jednak niewiele biorąc pod uwagę ceny zachodnich RPGów. Znów przypomina mi się punkowy „trzeci obieg”, gdzie każdy mógł być na równi twórcą-wydawcą, jak i odbiorcą. Przy, czasem do przegięcia, powtarzanych hasłach o niekomercyjności, oczywiste było, że za zina czy kasetę się płaci. I to chętnie, bo kolesiom i laskom takim jak my, poświęcającym swój czas aby zrobić coś fajnego. W polskim rpg zieje w tym miejscu wielka dziura. Ludzie udostępniają za darmo masę często bardzo wartościowych rzeczy (Ciekawie na ten temat pisał niedawno Enc), a z drugiej strony próbują odpalać Profesjonalne Wydawnictwa. Ryneczek mikrowydawnictw z dochodami klasy beer&pretzels praktycznie nie istnieje. Co więcej, podczas gdy OSRowa blogosfera gratulowała (czasem obok merytorycznej krytyki) Johnathanowi jego „dziecka”, każdy próbujący iść w Polsce w jego ślady powinien raczej spodziewać się e-kamieniowanka.
Ja również gratuluję Johnathanowi świetnej roboty i dziękuję, że mogłem poznałem Delve! Wszystkich zainteresowanych zapraszam zaś odwiedzenia bloga Ostensible Cat.
1 komentarz na “Delve! Zine – stara szkoła jest punkowa”
Możliwość komentowania jest wyłączona.
E tam sa punkowe popatrz na Cyrografie…