Nie czekam na Oscary, ale na Game Chefa mogę. Dziś w nocy poznaliśmy finalistów tegorocznej polskiej edycji konkursu Game Chef.
Game Chef, od momentu w którym się zacząłem mu przyglądać, był dla mnie niezwykłym konkursem. O wiele spokojnieszym, przyjaźniejszym, mniej nastawionym na rywalizację niż te, które znałem z rodzimego podwórka. Sukcesywnie rozszerzającym growe horyzonty, gdzie wyjście poza rpg, larp było ledwie początkiem. Jak już pisałem wielokrotnie – doroczny event, dający szansę na poznanie czegoś nowego, dający możliwość samemu zmierzenia się z czymś nowym.
Tak było i tym razem. Polska edycja tegorocznego Game Chefa to ledwie sześć gier. Ale każda inna, każda na swój sposób interesująca. Naładowany pomysłami sześciostrzałowiec. Otoczaki, dla tych co bez winy i kompozycja przestrzeni Wyroku. Mroczno-oniryczne kalambury Siedmiu Snów bez najważniejszego zmysłu, Czereda maluchów próbująca dobrać się w pary w Tańcu Kolorów. Bajka na dobranoc dla złośliwego dziecka-systemu. Depresja, Desperacja i wzajemna pomoc uciekinierów od rzeczywistości.
I moja gra – to, że się napisała i wszystko co dookoła: reserch, rozmowy, odrzucone pomysły, sam proces powstawania. Cieszę się, że została wyróżniona zakwalifikowaniem do finału.
Dodatkowo przy okazji tej edycji wyraźniej wybrzmiał temat niepublicznego oceniania gier. Po przemyśleniu pozostaje mi przyznać, że to dobry zapis. Opinia, która pozostaje pomiędzy ocenianym i oceniającym pozwala na skupienie się faktycznie na grze. Tu pomoc, wskazanie mocnych stron, krytyka, zwrócenie uwagi na słabsze, zwracanie się wprost do autora, a nie np. internetowej gawiedzi, służy właśnie temu – rozmowie, nawet jeśli nie kontynuowanej, o grze.
Cały czas piszę przy tym o edycji polskiej, gdyż tak na prawdę nie miałem jeszcze czasu zapoznania się z anglojęzycznymi pracami. Po części dlatego, że jako jeden z K6 trolli maczam paluchy w polskiej edycji „Tunnels and Trolls”. Awangarda gier analogowych z jednej strony, początki gier rpg z drugiej. Wszystko co pomiędzy.