Parę dni temu na RPGNow pojawiła się minigierka „Obcy na dzielni” (pisałem o niej tutaj), pierwsza polskojęzyczna produkcja na tej platformie. Postanowiłem w związku z tym zadać parę pytań autorowi – Rudolfowi Aligierskiemu.
Owszem, jak sam puentuje, można by spytać po co tyle szumu o trzy strony a4. Jednak z drugiej strony, przy okazji Rudolf porusza wiele ciekawych wgm. tematów: RPG ponad granicami, lokalizacja gier fabularnych, rynek, a właściwie jego brak, polskojęzycznych mini gierek. Zapraszam do lektury.
Jak doszło do tego, że powstała polska wersja „Defend the Block”?
Polska wersja powstała pod wpływem impulsu i potrzeby. Wszystko zaczęło się od tego, że Felbrigg Herriot, którego znam od kilku lat, jeszcze z czasów mojej aktywności na portalu BoardGameGeek, ogłosił że potrzebuje proof-readerów do swojego nowego projektu mini-RPG. Jakkolwiek nie byłem mu w stanie pomóc językowo (bo jak mam wyłapać literówki w anglojęzycznym tekście pisanym przez Brytyjczyka), mogłem podzielić się uwagami na temat tego, czy system jest czytelny, zasady spisane intuicyjnie, czy mechanika w ogóle trzyma się kupy i „działa”. Już wcześniej przy okazji planszówek zdarzało się nam współpracować na zasadzie playtester-designer, pomógł też fakt, że jestem RPGowym MG z ponad dziesięcioletnim stażem. To był impuls. Postanowiłem przetestować system ze znajomymi z TeamSpeaka (zapraszam swoją drogą na nasz kanał: ts.zagrajmy.net-speak.pl:6380) w formie szybkiej jednostrzałówki (jest nagrana i wrzucona na YouTube, kanał Poliwusa, gdzie wrzucamy swoje RPGowe wypociny, też polecam).
Z tym, że czytając te dwie „książeczki” z zasadami (format PocketMod to mieszczące się w portfelu 8 stronicowe broszurki zrobione z jednej kartki) natrafia się na klimaty londyńskich blokowisk. Teoretycznie mógłbym prowadzić w takich realiach, ale po co skoro nasze polskie PRL-owskie blokowiska są znacznie bardziej klimatyczne i swojskie. Są już systemy które pozwalają wcielać się w wielkich bohaterów w obcych krainach, lud wielkich żołnierzy/pilotów/smugglerów dalekiej przyszłości. Nawet polska Neuroshima (którą swoją drogą też bardzo lubi nasza ekipa) dzieje się w USA. Nie uważałem żeby słusznym było wysyłać graczy do dalekiego Londynu, kiedy mogą zagrać na własnym podwórku.
System jest bardzo prosty i odniósł wielki sukces. Wszystkim biorącym udział się spodobało, a kiedy powiedzieli o tym innym, tamci też od razu chcieli zagrać. Pojawiły się głosy, że chętnie by kupili, nawet za tego funta, czy dolara bo mają konto na PayPal… Ale że gram z ludźmi, którzy są początkującymi RPGowcami, w dodatku młodymi, i nie wszyscy ogarniają angielski, to się zniechęcali. To była potrzeba. Wszystko już miałem w głowie, bo przecież do prowadzenia sesji jakieś tam lokacje musiałem wymyślić, pozostało tylko przelać to na papier.
Na ile polska wersja różni się od oryginału?
Po pierwsze oryginał składa się z dwóch książeczek, a wersja polska – z trzech. Wynika to z tego, że konstrukcje gramatyczne zdań po polsku były dłuższe niż po angielsku, przez co w książeczce z zasadami zabrakło jednej strony na statystyki Obcych (bo w tym RPG nawala się kosmitów bejsbolami…) Strona ta została więc przeniesiona do trzeciej książeczki (Obcy i Sami Swoi), do której dodatkowo dodano kilkanaście pomysłów na krótkie przygody (jak na przykład epizody rozgrywane zanim nastąpiła wielka Inwazja).
Druga książeczka to coś co można określić jako setting. Tam trzeba było zmienić wszystko, chociaż jeśli ktoś porówna obie wersje językowe to zobaczy wiele podobieństw. Chodziło o to, by polska postać miała te same możliwości, ale po naszemu (nie idzie więc np. do „drug store” tylko do „apteki”), z jednoczesną zmianą ducha całego osiedla. Polska wersja jest mniej „kryminalna”, nie ma podjeżdżania pod sklep, wybijania szyby i wynoszenia DVD pod pachą – jest za to swojskie i stosunkowo niewinne krojenie ludzi z komór. Z wiadomych powodów jest mniej broni. Można kombinować z bronią ręczną, ale za palną musisz zapłacić dwa koła, nie możesz zacząć z pistoletem jak w oryginale. Wojujący z dilerami narkotyków i organizujący krucjaty pastor został zastąpiony starszym księdzem prowadzącym w niewielkim kościółku Caritas i pomagający ofiarom narkomanii. Zamiast Martina – tłustego hakera w średnim wieku mamy Marcinka, licealistę z dostępem do torrentów mieszkającego tylko z matką. Niektórych lokacji nie dało się dostosować do klimatów. Wyleciały takie postaci jak podpalacz, polityk, drużyna sportowa z cheerleaderkami. Zastąpiły je osoby i lokacje charakterystyczne dla naszych osiedli – domokrążca/akwizytor, metale chlejące pod mostem kolejowym czy mechanik prowadzący nielegalny warsztat i od lat oszukujący ZUS i Urząd Podatkowy. Dodatkowo doszedł „Blacha” – człowiek-legenda, największy kozak osiedla, paker nad pakery… czyli najlepszy kumpel postaci graczy, który jest zahaczką do przygód.
Dlaczego akurat ta gra Cię zainteresowała?
Generalnie z dwóch powodów – po pierwsze bo bardzo przypadła graczom do gustu, po drugie bo nie spotkałem się z systemem który pozwalałby wcielić się w drecha. Przepraszam jeśli kogoś obrażam, ale mam wrażenie, że RPGowcy głównie wywodzą się ze środowiska metali. Nawet Ignacy Trzewiczek w „Graj z Głową” chcąc przedstawić osobnika, który nie ma nic wspólnego z RPG, postawił na tlenionego bajeranta z osiedla. To naturalnie tworzy pewne animozje, a mimo wszystko też pewną ciekawość. Jakoś tak jest ochota zagrać drechem, wrzucić sporadyczny wylgaryzm w formie przecinka i pyskować własnej matce. Do tego dochodzi jakiś taki dziwny rodzaj solidarności tych ludzi. Względem swojego osiedla i swojej paczki oni są na prawdę równymi ludźmi. Miałem dużo radochy pisząc ten podręcznik i starałem się właśnie uchwycić „luźny osiedlowo-dresiarski” styl. No i oczywiście mottem polskiej wersji został pewien niezbyt chwalebny cytat z koncertu pewnego polskiego rapera…
Jak to się stało, że „Obcy na dzielni” wylądowali na rpgnow?
Nie mam pojęcia. Znaczy wiem, że Felbrigg Herriot ją tam wrzucił, bo to on ma prawa autorskie do tytułu (chociaż de facto gra jest zżyną z filmu Attack on the Block, ale to są już niuanse), ja tylko wziąłem i przetłumaczyłem, wysłałem, on wrzucił, teraz każdy kto ma paypala może sobie kupić. Wszystko bierze się stąd że nie ma polskiego odpowiednika takiego serwisu.
Czy to jednorazowa akcja i czy można spodziewać się kolejnych projektów?
Internet jest duży. Jest mnóstwo polskich pasjonatów każdej możliwej branży rozrywki. A że Polacy nie gęsi i znają więcej niż jeden język, to bez przerwy się coś tłumaczy – od mang, poprzez jRPGi, autorskie planszówki tłumaczone z niemieckiego, francuskiego i angielskiego no i oczywiście RPGi, pewnie też z kilku języków. Mam też cichą nadzieję, że to pójdzie w drugą stronę i ktoś weźmie jakiś fajny polski system i go przetłumaczy. RPGi to rozrywka generalnie prospołeczna więc z założenia łączy, a nie dzieli. Jak jeszcze łączy ponad granicami państw i barierami językowymi to już w ogóle jest cudownie. Ale może dość z tym patosem. Jak każdy inny RPGowiec muszę powiedzieć, że jeśli coś mi się bardzo spodoba, to będę chciał temu poświęcić trochę czasu i może przetłumaczę. Zresztą to nie było moje pierwsze tłumaczenie, bo jakby poszukać to znajdzie się kilka planszówek Print and Play.
Poza tym pytanie „czy będą jeszcze takie akcje” sugeruje że ja coś wielkiego zrobiłem, a prawda jest taka, że jakby się uprzeć i wykrzesać z siebie trochę cynizmu to można powiedzieć „gościu przetłumaczył dwie strony tekstu, o co tyle szumu?”
2 komentarze na “Impuls i potrzeba – Rudolf Aligierski o "Obcych na dzielni"”
Możliwość komentowania jest wyłączona.
Ip do TS się zmieniło 188.165.154.182:6400
dla zainteresowanych
Pozdrawiam
Znaczy, ja nie jestem autorem jak sugeruje to wstęp, tylko autorem polskiej wersji, czyli de facto tłumaczem. Autorem jest Felbrigg Herriot. Tak tylko chciałem sprostować, żeby nie było że przypisuję sobie cudze zasługi.