Maze04aDziś coś z zupełnie innej beczki, chciałbym bowiem napisać parę słów na temat za przeproszeniem case pewnej indie-gierki.

– Jakiś czas temu trafiłem na tę pralinkę grzebiąc w nieanalogowych indie-srindle. Rzecz nazywa się Labyrinthine Dreams i wisi sobie do wzięcia za przysłowiowe free na stronie twórców.
– Czym właściwie jest? Prostą, acz urokliwą zwykle logiczną labiryntówką, gdzie cały bajer tkwi w klimacie. Niezwykle ciepłym trzeba przyznać. Za przeproszenim gameplay świetnie koresponduje z fabułą, tworząc razem trochę magiczną, trochę nostalgiczną opowiastkę. Tu droga, błądzenie po planszach, czy knucie jak je przejść, nie jest ani sednem rozrywki, ani też wypełniaczem pomiędzy cutscenkami, a integralnym elementem całości. System does matter, fiction does matter.
– I jako indie produkcja nie musi iść na żadne kompromisy. Idzie zatem drogą swoją, może rzadko uczęszczaną, nie w stronę przykręcenia czego się da na maksa, ale przeciwnie – pójścia w równie bezkompromisowy soft.
– Niedawno znów odwiedziłem stronę twórców, by poszukać informacji o – jak byłem święcie przekonany – twórczyni gry. I, jak się już domyśliliście z wtrętu w poprzednim zdaniu, spotkało mnie wielkie zaskoczenie.
– Oto bowiem za Labyrinthine Dreams stoi sobie dwóch panów, których mogłem sobie obejrzeć i posłuchać na filmiku świeżo odpalonego kickstartera. Niezły kontrapunkt w stosunku do tego co prezentuje gra.
– Ciekawe, że wciąż domyślnie rzeczy miękkie, bardzo miękkie jak Labyrinthine Dreams, przypisuję raczej kobietom. Oczywiście guzik to prawda, że przywołam chociażby w jakiś sposób podobną koncepcyjnie, a leżącą na przeciwnym biegunie emocjonalnym, pełną bynajmniej nie sportowej złości słynną dys4ję.
– I jeszcze jedna uwaga: LD to bynajmniej nie wyrachowany komercyjny projekt żołnierzy korporacji, lub najemników podwykonawczego studia, którzy są w stanie wyprodukować wszystko co zostanie im zlecone. Mocno wierzę, że te dwa ziomy z kickstarterowego filmiku zrobili tę grę po prostu bo chcieli i mogli.
– No ale w sumie i ja tak ciepło o niej piszę…
– Dla porządku dodajmy, że twórcy LD, zrobili i udostępnili jeszcze dwie inne gry, autorki o znamionach heatbrakerów. Znajdziecie je w zakładce games.
– Kickstarterowy projekt dotyczył w ogólności próby przejścia twórców w tryb – bo czy sekwencyjny w swej naturze etap? – działalności komercyjnej z nieśmiałym planem życia z robienia gier. W szczególności zaś – stworzenia nowej lepszej wersji Labyrinthine Dreams, przede wszystkim z lepszą muzyką i grafiką.
– Ciekawe i dobrze o autorach świadczy, że największy potencjał znaleźli właśnie w tym tytule. Można by się jednak zastanawiać nad dwoma conajmniej sprawami:
– Czy LD na prawdę potrzebuje nowej grafiki i muzyki? Czy nie straci swego uroku tracąc dotychczasową na swój sposób uroczą, może rozkosznie infantylną, może prymitywną, może w swej umowności pozostawiającą tak wiele pola do wyobraźni, może przywołujące czasy dzieciństwa i świetnie korespondujące z całością retro (z drugiej strony tak czasem bezrefleksyjne, tak czasem markujące niedoróbki), a po prostu taką-jaką-byli-w-stanie-zrobić oprawę?
– Czemu pierwszym krokiem do komercjalizacji (w sensie sprzedawania dzieła) ma być poprawa aspektów wizualnych? Czy to nie pierwszy krok do komercjalizacji (w sensie sprzedawania się). Gdzie kończy się jedno i zaczyna drugie, i czy ktokolwiek się nad tym zastanawia?
Post Scriptum: Nie wierzyłem, że kolesiom z Solest uda się zebrać oczekiwaną sumę. Dziś, przerzucając powyższy tekst z polterbloga, gdzie pierwotnie został zamieszczony, znów zajrzałem na Kickstartera. Projekt zakończył się 3 dni temu sukcesem z ledwie dwuprocentową przebitką. Pozostaje mi życzyć powodzenia w realizacji gry. I oby nie pobłądzili.