lag-mag-2Dziś coś z zupełnie innej beczki, zajrzymy bowiem za miedzę, na poletko gier nieanalogowych („Play all the games. Play every kind of game.”), by przyjrzeć się drugiemu numerowi magazynu LAG.

Pisemko to ma ambicję opowiadać o grach w trochę inny sposób niż przyzwyczaiły nas kolorowe CD Actiony czy podobne zanim nie zdechły. I poniekąd spełnia swoją rolę.
Na pierwszy numer LAGa się spóźniłem, rozszedł się, zanim w końcu zdecydowałem się nacisnąć „zamów”. Przy drugim, który właśnie się ukazał, już nie zwlekałem. Tu ciekawostka odnośnie sposobu dystrybucji – jedyna metoda to zamówienie przez stronę wydawcy – pierwszy numer był także rozprowadzany przez serwis Allegro, teraz z tego co widzę, zrezygnowano i z tego. Moim zdaniem słuszne podejście w przypadku tego typu publikacji.
Zatem po paru dniach otrzymałem przesyłkę. Schludna forma, grubsza okładka, dobry papier, full kolor, 100 stron lektury. Muszę przyznać, że na początku nieco się zawiodłem. Czytając opinie odnośnie pierwszego numeru, spodziewałem się bowiem bardziej odjechanego składu – wiecie, pokroju tych darmowych pisemek, które wypada przeglądać w co modniejszych knajpach. Tymczasem tu skład jest owszem wzglednie poprawny i schludny, ale bez wodotrysków (pomijam ewidentne wtopy w jednym rozdziale i zgrzytające mi osobiście formatowanie wyimków). Przynajmniej jest więcej miejsca na teksty. Ilustracje owszem też są. Może nie przepiękne, ale fajne. Całość mimo wszystko robi dobre wrażenie, magazyn fizycznie wygląda nieźle i dobrze się go trzyma, przegląda, czyta. To nie do przecenienia w czasach, gdy czytanie coraz bardziej domyślnie jest dla mnie z ekranu.
A wracając do tekstów znów przyznam, że biorąc pod uwagę ambicje twórców, w ich przypadku spodziewałem się czegoś bardziej odjechanego, chociażby pokroju Kultury Popularnej. Tymczasem dostałem dawkę przystępnych w większości dobrych artykułów, oraz kilka lepszych lub gorszych felietonów. Z jednej strony przykre, a z drugiej znamienne, że tego typu publicystyka traktowana jest jako awangarda / nisza / alternatywa czy wręcz PzG.
LAG mag #2 zawiera 14 tekstów, co wraz ze spisem treści, stopką, edytorialem i miejscami pretensjonalnymi notkami o autorach tworzy całą zawartość pisma. W gruncie rzeczy jest to bowiem zbiór publikacji, względnie „ponadczasowych”. I tu mała uwaga – nawet ja, średnio rozgarnięty w temacie, wyłapałem fragment, świadczący o zbyt długim oczekiwaniu tekstu na publikację. Czy na prawdę nie można zaktualizować go chociażby przez dop. red.?
A same teksty, mimo tematu przewodniego numeru jakim są „zakładnicy”, są bardzo różnorodne. Mamy więc kilka publikacji na temat gier indie – o częstej, wbrew buńczucznym deklaracjom, wtórności, czy fazach twórcy Feza (jakże znajomą w naszej analogowej mikroskali), poniekąd pokrewny tekścik o intratnych kontraktach wypalających studia. Egzotyczną, ale dającą do myślenia i łatwo przekładalną na inne tematy, opowieść czemu postacie w grach dystrybuowanych w Japonii nie powinny mieć czterech palców. Tekst o złotej erze, ale i ciemnej stronie e-sportu. Rys historyczny o początkach „mikrokomputeryzacji” w PRLu. Trochę o grach o zakładnikach, oraz trochę spłyconą analizę na temat rozdzielania i łączenia symulacji i narracji w grze. Z tekstów bardziej felietowych szczególnie utkwił mi w głowie kawałek niejakiego Marcelego Szpaka – klikanie w różne gupie gry, podczas gdy w mózgu jakby mimochodem układa się to i owo jest mi bowiem bliskie tak jak obce są eksperymenty z amfetaminą. Całej lektury starcza na niespieszne do/popołudnie. Może żaden z tych tekstów nie wybuchnął mi mózgu, ale (no, może poza jednym) warto było się z nimi zapoznać, i zapewne po jakimś czasie czas sięgnę do nich ponownie.
Na pytanie czy LAG jest warty swojej ceny, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Dla mnie tak. Gdy tylko ukaże się kolejny numer – a magazyn póki co jest nieregularnikiem – najpewniej też go kupię.
Zastanawia mnie natomiast inna kwestia: czy miało by rację bytu tego typu pisemko poświęcone grom narracyjnym? Jak dobrze wiemy, wszystko co mieliśmy na papierze zdechło, nawet Gwiezdny Pirat przestał w końcu udawać, że jest „niezbędnikiem miłośnika RPG”, a Rebel Times – nie wiem czy na dobre – zrezygnował z działu poświęconego grom fabularnym. Z drugiej strony mamy jeszcze bardzo sensowne Inne Sfery, za które chętnie bym zapłacił, czy efemerydy pokroju MasteRa. Czy jednak tak na prawdę grający w gry narracyjne potrzebują o nich czytać? Nawet „Świat Gier Planszowych”, działający na o wiele większym, a przy tym chyba podobnie pofragmentaryzowanym poletku gier planszowych, musiał wycofać się z wersji drukowanej. Jak 1000 sztuk pierwszego numeru LAGa, które rozeszły się w ciągu kilku tygodni ma się do ilości ludzi zainteresowanych grami komputerowymi, nakładami tych gier, jak ma się do zainteresowanych grami fabularnymi, nakładami epregowych podręczników?